Po napisaniu o tym, że człowiek autystyczny może zajmować się wykonywaniem zawodu związanego ze zdrowiem psychicznym, przychodzi kolej na inny problem, bardzo często pojawiający się w dyskusjach osób w spektrum autyzmu na temat możliwości podejmowania psychoterapii. Należąc do jakiejkolwiek mniejszości - seksualnej, płciowej, rasowej czy rozwojowej, jesteśmy narażeni na wykluczenie i dyskryminację w różnych kontekstach. Poczucie zagrożenia, jakie generuje taka sytuacja, uruchamia różne formy lęku, kierowanego na siebie, instytucje, czy innych ludzi. Nie inaczej ma się sprawa z wyborem psychoterapeuty - który jest również człowiekiem, posiadającym własne wartości, poglądy, być może również uprzedzenia wynikające z nieznajomości jakiegoś obszaru wiedzy.
Obserwuję takie przekonanie wśród niektórych osób ze spektrum, że tylko osoba autystyczna może być dobrym psychoterapeutą dla innej osoby autystycznej. Uzasadniane jest to z jednej strony złymi doświadczeniami przed/w trakcie diagnozy, kiedy objawy są podważane, albo błędnie intepretowane przez napotykanych specjalistów - a z drugiej lękiem, że nawet, jeśli neurotypowy psycholog/lekarz/pedagog uzna autyzm jako prawdziwą diagnozę, będzie prowadził działania mające na celu tłumienie/eliminowanie cech autystycznych.
Mamy też tę część społeczności autystycznej, która uważa, że nie neurotyp terapeuty ma znaczenie, a jego wiedza, otwartość, uważność i poziom empatii.
Wszystkie te głosy są przynajmniej częściowo prawdziwe, ważne i mają istotne argumenty, które należy wziąć pod uwagę.
Jest takie powiedzenie, że prawda leży gdzieś pośrodku. A to rzadko odzwierciedla rzeczywistość - w końcu prawda leży tam, gdzie leży.
Różnią się natomiast nasze doświadczenia i potrzeby - a w tym możemy spróbować się spotkać. Trochę jak drogi, które są różne, pochodzą z różnych miejsc na mapie świata, ale łączy ich to samo skrzyżowanie.